,,Kuchnia włoska w twoim domu”, S. Souvlis, J. Fanshaw, A. Cooper – recenzja
„Stare porzekadło mówi, że muzyka jest pokarmem duszy. Jeśli tak jest rzeczywiście, to Włosi ze swoim umiłowaniem muzyki i ogromnym repertuarem kulinarnym odkryli idealną harmonię ciała i ducha”
Kuchnia włoska w twoim domu, s. 6
O kuchni włoskiej napisano już bardzo wiele, bo to jeden z tych aspektów kultury Półwyspu Apenińskiego, z którym najłatwiej się spotkać w czasie wakacji. Nie trzeba znać języka, żeby rozkoszować się wspaniałymi włoskimi daniami. Kuchnia jest łatwo dostępna, a do tego smaczna. Idealna do delektowania się nią w czasie pobytu, do wspominania o niej w wakacyjnych opowieściach i wreszcie do samodzielnego odtwarzania jej w domu po powrocie.
Zapewne dlatego książki kucharskie z przepisami wywodzącymi się z Italii cieszą się niesłabnąca popularnością. Co rusz na rynku pojawiają się nowości wydawnicze obiecujące zdradzenie sekretów włoskiej kuchni, uchylenia rąbka tajemnicy takiej czy innej nonny [babci].
Niedawno w moje ręce wpadła niezbyt gruba książeczka Kuchnia włoska w twoim domu, trzech australijskich autorek: Stephanię Souvlis, Jenny Fanshaw oraz Amandę Cooper, a wydana przez Wydawnictwo RM (Warszawa 2004, s. 80). Autorki są w pełni świadome, że takich książek jak ich powstało już sporo, rozpoczynają bowiem od słów:
„Jeszcze jedna książka na temat kuchni włoskiej? Tak! Jak długo ludzie będą odnajdywać radość w jedzeniu, tak długo kuchnia włoska z jej ogromnym bogactwem (…) będzie zajmować poczesne miejsce w światowej sztuce kulinarnej” (s. 4).
Nie tłumaczy to wprawdzie, dlaczego autorki postanowiły dorzucić swoją cegiełkę do wielkiego gmachu kulinarno-włoskich publikacji, ale nie sposób odmówić słuszności ich obserwacjom.
A jaka jest proponowana przez nie pozycja? Rzecz najbardziej zaskakująca – cienka. Wspomniane „ogromne bogactwo” kulinarnej tradycji ojczyzny pizzy udało im się zamknąć na równo 80 stronach (zresztą nie w pełni wypełnionych przepisami!). Dodatkowo, część z recepturami poprzedzona jest kilkoma rozdziałami narracyjnymi, w których autorki stawiają sobie za cel przybliżenie czytelnikowi najważniejszych informacji o włoskiej kuchni. Choć powoduje to zapewne ograniczenie liczby przepisów, to ten rozszerzony wstęp, rozpisany na kilka osobnych rozdziałów, jest dla mnie największym plusem całej książki. Nim bowiem czytelnik dowie się, jak przyrządzić konkretne potrawy, może poznać zwyczaje żywieniowe Włochów (rozdzialiki: Kraj i jego mieszkańcy, Życie codzienne we Włoszech), tradycyjny układ posiłków czy zarys historii kuchni włoskiej (Tradycyjna kuchnia włoska).
Całość dopełnia słowniczek włoskich terminów kulinarnych. To bardzo przydatne uzupełnienie, szkoda tylko, że zawiera błędy (prosciutto to nie jest dojrzewająca szynka, tylko każda szynka; angelico w nazwie likieru nie oznacza anioł, tylko anielski; a zapiekany makaron nie nazywa się ricotta cannelloni, ale cannelloni di ricotta [e spinaci]) oraz napisane jest z mocno anglosaskiej perspektywy (termin al fresco, błędnie używany w świecie anglojęzycznym nie funkcjonuje w polskiej rzeczywistości, dałoby się za to znaleźć inne pseudowłoskie określenia, obecne w Polsce); kuriozalnie brzmi też definiowanie pesto jako „zielonkawy sos typowy dla Ligurii” i choć w nawiasie wytłumaczone jest nawet, że nazwa ta pochodzi od rozdrabniania składników, zabrakło kluczowego dopowiedzenia, z jakiego składnika powstaje ta najbardziej popularna – zielona właśnie – odmiana pesto; można by przecież domniemywać, że – w książce bądź co bądź kucharskiej! – istotniejsze od koloru sosu są jego składniki.
Same przepisy podzielone są według kategorii, co znacząco ułatwia nawigowanie po recepturach. Mamy zatem osobno przystawki, zupy, ryże i makarony, desery itp. (może zwracać uwagę jedynie wydzielenie kategorii „drób i dziczyzna” od kategorii „mięso”). Pewnym zaskoczeniem jest również dobór przepisów – zabrakło wielu klasyków, za to pojawiają się dania raczej luźno kojarzące się w Półwyspem Apenińskim, jak np. stek z łososia z holenderskim sosem koperkowym czy pudding figowy. Zauważalna jest też przewaga kuchni północnych Włoch – mamy bowiem sporo zup (na Południu praktycznie niespotykanych!), polentę, czy risotto. Niewątpliwie natomiast olbrzymim plusem prezentowanych przepisów jest ich stosunkowo niewysoki stopień skomplikowania – wszystkie kuchenne receptury opisane są zaledwie w kilku punktach. Jak na tego rodzaju publikację przystało – książka jest bogato i kolorowo ilustrowana zdjęciami i uzupełniana praktycznymi radami (jak choćby niezwykle ważną informacją o niespożywaniu zamkniętych małży), ujętymi w wyodrębnione z głównego tekstu ramki.
Moje literaturoznawcze i literaturolubne oko zwraca też uwagę nie tylko na treść, ale również na formę – tłumaczenie, edycję, korektę. I niestety pod tym względem nie jest najlepiej: sporo literówek, liczne powtórzenia, wybory tłumaczeniowe świadczące o nieznajomości tematu (rokietta zamiast dużo częstszego w Polsce: rukola), czy wreszcie błędnie zapisany przypis tłumacza (s. 45), z którego nie sposób dojść, gdzie kończy się tekst autorek, a zaczyna dopowiedzenie tłumaczki. Wiem, że książka kucharska nie aspiruje do dzieła literackiego, niemniej rozbudowana część wstępna sugeruje, że w zamyśle autorek miała to być pozycja także do poczytania.
Czy warto zatem sięgnąć po Kuchnię włoską w twoim domu? Nie wiem. Odpowiedź zależy od potrzeb czytelnika. Dla poszukiwaczy włoskich perełek kulinarnych, może być niedostatecznie satysfakcjonująca. Natomiast jeżeli ktoś poszukuje prostych, stosunkowo łatwych przepisów, bazujących na warzywach i włoskich produktach, książka może okazać się całkiem ciekawą inspiracją i wnieść nowe smaki w codzienne menu.
dr Giulia Kamińska Di Giannantonio
Tekst powstał w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem RM.